promieniować blaskiem, którego zaledwie ślad można było
dostrzec w ogromnym obrazie Rubensa wiszącym na sąsiedniej ścianie. Był tam też obraz Poussina, którego Tempera bardzo lubiła, i cudowna „Madame Bergeret” Boucheta. Jej suknia namalowana była po mistrzowsku, a różowe róże na pierwszym planie zdawały się tak naturalne, że aż miało się ochotę zerwać je z płótna. Tempera zachwycona przechodziła od jednego obrazu do drugiego. Po pewnym czasie zdała sobie sprawę, że w salonie wisiały tylko obrazy bardzo duże, zapewne wybrane, by wypełnić białe ściany wielkimi plamami kolorów. Spostrzegła drzwi wiodące do następnej sali. Kiedy tam weszła, aż wstrzymała oddech z zachwytu. Zgromadzono tu bowiem kolekcję małych obrazków, tak bliskich jej sercu. Natychmiast przeszło jej przez myśl, że ten pokój to sanktuarium księcia. Tutaj także ściany i dywan były białe. Stał tu wspaniały inkrustowany sekretarzyk z okresu regencji z pozłacanymi nóżkami, na nim leżały jakieś papiery. Uwagę Tempery przyciągały jednak tylko obrazy, a było ich tak dużo, że nie mogła się zdecydować, od którego zacząć. Najpierw przyciągnął jej wzrok „Święty Jerzy walczący ze smokiem” artysty ze Sieny — Giovanniego Bazzi O tym właśnie obrazie ojciec często jej opowiadał i Tempera zawsze pragnęła go zobaczyć. Potworny smok jak żywy wił się w konwulsjach raniony włócznią przez świętego Jerzego. Czerwony płaszcz świętego 50 powiewał na tle mistrzowsko namalowanych drzew, zamków, okrętów i nieba. — Jakie to piękne! —wykrzyknęła Tempera i pomyślała, że mogłaby patrzeć na ten obraz bez końca. Stojąc tak, w pewnej chwili zdała sobie sprawę, że tuż obok wisi jeszcze jeden „Święty Jerzy walczący ze smokiem”. Był to niewielki obraz Rafaela, na którym święty Jerzy, tym razem na białym koniu, przeszywa włócznią skręcającego się z bólu smoka, a na drugim planie kobieta dziękuje Bogu za ocalenie. Jakże papa byłby szczęśliwy, gdyby mógł to zobaczyć! — pomyślała Tempera. Zaraz obok obrazu Rafaela zobaczyła dzieło, które zachwyciłoby jej ojca bardziej niż jakiekolwiek inne. Była o tym przekonana, opowiadał jej bowiem o nim zawsze, ilekroć wspominał o Janie van Eycku. Był to niewielki obraz zatytułowany „Madonna w kościele”. Doskonałość i miniaturowe rozmiary czyniły zeń drogocenny klejnot. Uwieczniony na nim blask światła słonecznego, odbijający się ciepłymi, jasnymi plamami na kamiennej posadzce świątyni, delikatny powiew powietrza w chłodnym półmroku, blask drogich kamieni — wszystko to zdawało się należeć do innego świata — świata ducha. W Temperze obraz ten coś poruszył, dotarł do głębi jej istoty,