Pochylił się w jej stronę. Niewiele, tylko
odrobinę. Jednak to wystarczyło, by nogi się pod nią ugięły. Ściskało ją w środku. - Pytanie tylko - zniżył głos do szeptu - co my przez ten czas będziemy robić? Czym się zajmiemy, żeby się do nich nie wtrącać? Jego usta mamiły, zapraszały. A spojrzenie zielonych oczu jeszcze nigdy nie było tak nieodparte jak teraz... gdy widziała w nich pragnienie. Podniósł rękę, przesunął palcami po jej policzku, potem po brodzie. Z wrażenia dławiło ją w gardle. - Pierce... Chciała, by zabrzmiało to jak ostrzeżenie, jednak jej głos był tak słaby, że Pierce może wcale go nie usłyszał. - Wiem - wyszeptał pieszczotliwie. - Wiem, że nie powinniśmy tego robić. - Delikatnie skubał jej ucho. - Dlaczego tak jest, że zakazany owoc zawsze wydaje się najsłodszy? - wymamrotał. Jej opór topniał z każdą sekundą. Zamknęła oczy i ze wszystkich sił starała się zachować równowagę. Jej serce biło jak szalone, krew pulsowała w żyłach. - Powiedz... - Był tak blisko, że czuła na policzku ciepłe tchnienie jego oddechu. - Czy kiedykolwiek ciągnęło cię coś bardziej niż zakazany owoc? Westchnęła, resztką sił próbując zachować spokój, nie poddać się pokusie. Daremnie. Wirowało jej w głowie, świat nagle stał się nierzeczywisty. Oparła dłonie na jego piersi, wspięła się na palce i odszukała jego usta. I wtedy spłynęło na nią olśnienie. W ułamku sekundy pojęła, że żaden zakazany owoc nie będzie tak upojnie słodki jak ten pocałunek. Po chwili ich usta rozłączyły się z cichutkim westchnieniem. Amy uśmiechnęła się. Czuła wokół siebie jego zapach. Otulał ją jak mgiełka. Pierce był tak blisko. Topniała w bijącym od niego cieple, przy nim było jej dobrze. Powoli powracała na ziemię. Z trudem łapała powietrze, nogi wciąż miała jak z waty. I nie mogła pojąć, jak to się stało, że tak łatwo uległa, wcale nie walcząc z pokusą. Zrobiła krok do tyłu. Uchwyt lodówki wbił się jej w plecy. Odwróciła nieco głowę. - Pierce... - Wiem. Wiem. W jego głosie było coś, co skłoniło ją, by na